Filozofia przyjemności
Obraz człowieka w nauce to inteligentne zwierzę, kierujące się własną przyjemnością. I taki jest, z grubsza sen życia - dążenie do jak największej przyjemności jednocześnie unikając przykrości. Przyjemności oczywiście mogą być wszelakiego rodzaju, od tych oczywistych - seksu i wszystkiego co z tym związane, żądzy władzy, sławy, bogactwa, pozycji społecznej, do tych bardziej wyrafinowanych np. przyjemność z dawania czy satysfakcja z dobrze zrobionej pracy. Mogą być również czysto negatywne - przyjemność z zadawania cierpienia fizycznego czy psychicznego. Przyjemności można dzielić na wiele sposobów. Na te fizyczne i psychiczne, dzielone ze zwierzętami i te czysto ludzkie, związane ze społecznością i te osobiste itp. Jedne przyjemności są przez społeczeństwo uznawane ze dobre, konstruktywne, budujące, inne za wątpliwe, ale tolerowane a jeszcze inne za oczywiste zło. Są oczywiście wszelakiego rodzaju kombinacje i stany pośrednie. Np. takie dążenie do bogactwa. Może wyzwalać konstruktywną energię, kreatywność, popychać cywilizację do przodu, ale może również realizować się w wyzysku innych, oszustwach, niszczeniu. Albo seks - jedna z większych fizycznych przyjemności - sam w sobie jest pozytywny i zdrowy, ale też ile cierpienia może wywołać jego zwierzęce pożądanie (np. gwałty).
Ludzi można zróżnicować pod względem przyjemności jakich pożąda. "Prosty" człowiek pragnie prostych, najczęściej fizycznych przyjemności, elita szuka przyjemności w sztuce, ogólnie w wyrafinowaniu wszelkich aktywności życiowych (czasami dochodząc aż do zwyrodnienia). Swoją drogą ciekawe od czego zależą te preferencje odnośnie rodzajów przyjemności - wychowanie, środowisko, geny?
Równie wielką siłą (a wg mnie zdecydowanie większą) jest pragnienie uniknięcia nieprzyjemności. I tu także od tych czysto zwierzęcych - unikanie bólu, głodu, przez te społeczne - pragnienie nie bycia ostatnim/najgorszym, uniknięcia ośmieszenia się, straty honoru, aż do tych metafizycznych - strach przed potępieniem, piekłem inkarnacją w zwierzę.
Oczywiście wielu przyjemności nie można zapewnić wszystkim w pożądanych ilościach ( niektóre wiążą się ściśle z rzadkością dóbr - jestem wyjątkowy bo inni nie mają tego co ja), także nie wszystkim uda się uniknąć nieprzyjemności. Prowadzi to do konkurencji i walki, co w konsekwencji jest przyczyną cierpień tego świata, ale ta sprzeczność interesów jest także, w dużej mierze, przyczyną rozwoju cywilizacji. Moralność na takim zwykłym codziennym poziomie polega na wybieraniu przyjemności i środków do ich osiągnięcia, które nie powodują bólu innych i/lub są zgodne z wytycznymi wyznawanej religii/filozofii. Podobnie z unikaniem nieprzyjemności. A co z przyjemnością płynącą np. z dawania, albo robienia dobrych uczynków. Na pewno jest lepsza, wyższa niż te fizyczne i społeczne, ale czy jest sensem życia? Czy jest możliwe w człowieku dobro poza oczekiwaniem wysublimowanej przyjemności - chyba tak, ale w praktyce dotyczy to tylko nielicznych świętych. Służenie chorym, których jedynie podziękowanie to stek obelg, albo cierpienie straszliwych mąk w obronie jakichś niewinnych a nieznanych ludzi - tu, myślę nie możemy mówić o przyjemności a jedynie o wierze w pewne zasady moralne. Ale czy na pewno nie ma w tym jakiegoś ukrytego pragnienia przyjemności, choćby nawet w niebie, tego nie wiem. Wiele religii zaleca właśnie takie życie - na ziemi wyzbycie się swojej przyjemności i służenie innym, ale w zamian dostaje się obietnicę raju - czyli wszelkich możliwych przyjemności po śmierci.
Doświadczane przyjemności z czasem blakną - szczególnie te bardziej płytkie, fizyczne i społeczne. Aby doświadczać ich intensywnie trzeba, ciągle nowych i silniejszych. Jak jest z tymi wysokimi nie wiem. Oczywiście uwagi te są teoretyczne jako, że ludzie żyją zbyt krótko aby doświadczyć wszystkiego w takim stopniu aby wszystko zblakło. Jednak zblaknięcie jest nieuchronną konsekwencją nieśmiertelnego (bardzo długiego) życia człowieka. Z nieprzyjemnościami chyba jest trochę inaczej, uczucie głodu nie blaknie z czasem, uczucia wstydu, bycia przegranym chyba są trwalsze niż odpowiadające im przyjemności, choć na pewno można się do wielu nieprzyjemności jakoś przyzwyczaić.
Być może unikanie nieprzyjemności jest o tyle trwalsze od pożądania przyjemności, że kiedy wszystko już się znudzi i nie będzie już pożądania żadnej przyjemności to i tak pozostanie chęć uniknięcia nieprzyjemności.
I tak dochodzimy do prawdy głoszonej przez mistyków, że źródłem wszelkiego cierpienia jest PRAGNIENIE (przyjemności lub uniknięcia nieprzyjemności). Drogą wyzwolenia jest całkowita bierność, obojętność na sprawy tego świata w tym na potrzeby swojego ciała - całkowite wyzbycie się wszelkich pragnień, otworzenie się na Boga i pozwolenie mu działać a w ostateczności rozpłynięcie się w Nim. Ci którzy tego doświadczają są niewzruszenie pewni, że to jest jedyne wyjście i całkowite wyzwolenie, prawdziwy sens życia. Nie jest to jednak proste, PRAGNIENIE jest najpotężniejszym 'instynktem' a nawet jeśli uda się je jakoś okiełznać to, jak wielu mistyków mówi potrzeba jest jeszcze łaska od Boga. Tak więc można powiedzieć, że zło, cierpienie tego świata jest jedynie naszą własną winą - bo zamiast pozbyć się pragnień i rozpłynąć w Bogu to walczymy o ograniczone przyjemności wyrządzając tym samym cierpienia innym a i sobie samym - wikłając się w niekończące się koło pragnień i ich zaspokajania. Jednak tylko to pragnienie przyjemności pozwala trwać rodzajowi ludzkiemu. Jak już pisałem to dzięki niemu rodzą się dzieci, trwa i rozwija się cywilizacja. I co tu robić.
Komentarze
Prześlij komentarz